Dziennikarzu, rzetelność to podstawa

26-11-2013

W „Tygodniku Nieklerykalnym fakty i Mity” z października 2007 r. na pierwszej stronie umieszczono informację, że ówczesny prokurator generalny Zbigniew Ziobro „toleruje handlarza narkotyków” w łódzkiej prokuraturze, osobę powiązaną ze światem przestępczym, która miała pomagać swojemu mężowi nabywać używki, jednocześnie gwarantując bezpieczeństwo. Autor artykułu posługiwał się samym imieniem kobiety (dodając, że jest ona łódzkim prokuratorem), ale dzięki innym określeniom jej identyfikacja dla lokalnego środowiska prawniczego nie stanowiła problemu. W tekście przywołano jedną z transakcji pomiędzy mężem prokurator a Piotrem P., rzekomo odbywającą się w samochodzie należącym do kobiety i w jej towarzystwie.

 

Prokurator na podstawie przepisów kodeksu cywilne oskarżył go o ochronę dóbr osobistych pozwała redaktora naczelnego tygodnika oraz autora artykułu. Sądy uznały powództwo w obu instancjach i nakazały „faktom i Mitom” przeproszenie kobiety oraz zapłacenie jej 30 tys. zł zadośćuczynienia. W uzasadnieniu wyroku wskazano, że dziennikarz opisał nieprawdziwie zdarzenia, a opierając swe zarzuty tylko na jednym źródle nie dochował rzetelności i staranności. W toku postępowania ustalono bowiem, że mąż pani prokurator – oficjalnie zajmujący się sprowadzaniem zagranicznej odzieży – rzeczywiście był zamieszany w handel amfetaminą, natomiast ona sama nie była tego świadoma.

Pozwani złożyli bezskuteczną skargę kasacyjną oraz zwrócili się do europejskiego Trybunału Praw Człowieka wskazując, że sądy polskie uznając powództwo przeciwko nim doprowadziły do naruszenia wolności słowa (art. 10 konwencji). W wyroku z 26 listopada 2013 r. (sprawa Błaja News Sp. z o.o. przeciwko Polsce, nr 59545/10) trybunał przypomniał, że wolność słowa nie jest prawem absolutnym i może podlegać ograniczeniom ze względu na ochronę reputacji innych. Prokuratura, jak i cała władza sądownicza, powinny budzić zainteresowanie mediów, niemniej dziennikarze nie są zwolnieni z obowiązku dochowania należytej staranności przy zbieraniu materiałów i przekazywaniu jak najdokładniej faktów. Sędziowie strasburscy wskazali, że opisując sprawę prokurator dziennikarz „faktów i Mitów” nie spotkał się z bohaterką publikacji i nawet nie zabiegał o poznanie jej punktu widzenia.

 

Oceniając postawę przedstawicieli gazety trybunał odwołał się do postępowania krajowego. Podniósł, że został zebrany obszerny materiał dowodowy potwierdzający, jak negatywny wpływ miała publikacja na działalność zawodową pani prokurator. Sądy krajowe, zdaniem eTPC, w wystarczającym stopniu wykazały nierzetelność dziennikarzy, a zobowiązanie do publikacji przeprosin i wysokość zadośćuczynienia były proporcjonalne do przewiny i nie zagrażały finansowemu istnieniu gazety. Konkludując trybunał uznał, że nie doszło do naruszenia swobody wypowiedzi skarżących.

 

Analizując ten wyrok warto wyciągnąć przed nawias jeden z argumentów. Oceniając proporcjonalność ingerencji w wolność słowa, trybunał wskazał, że chodziło o postępowanie cywilne, a nie dużo bardziej dolegliwy dla jednostki proces karny. Generalnym trendem występującym w orzecznictwie strasburskim w zakresie wolności słowa jest uznanie dopuszczalności procesów cywilnych celem ochrony reputacji osób pokrzywdzonych publikacjami. Z drugiej jednak strony eTPC regularnie zwraca uwagę na to, że niedopuszczalne jest dochodzenie ochrony reputacji na drodze karnej, czyli procesów o zniesławienie.

 

Niestety polskie elity polityczne wciąż nie czerpią inspiracji płynącej ze Strasburga, regularnie uciekając się równolegle do procesów karnych i cywilnych. Niechlubnym przykładem świecą wicemarszałek Sejmu eugeniusz Grzeszczak, który skorzystał z obu ścieżek ochrony reputacji po publikacjach na jego temat w „Kurierze Słupeckim” czy też burmistrz Mosiny, już czwarty rok prowadząca sprawę o zniesławienie przeciwko blogerowi, który skrytykował jej działania.

Dominika Bychawska-Siniarska

Całość wyroku

Tagi: